Dużo naleśników dla całej rodziny. Przepis jest prosty ale ważna jest kosystencja.
2 duże kubki mąki ok. 0,4 l.
tyle samo mleka + 1/2 kubka
łyżeczka cukru
1/2 łyżeczki soli
2-3 jajka (zależnie od wielkości) - z 1 też wyjdzie
Dodane kolejno, powyższe składniki miksuję blenderem do uzyskania płynnej konsystencji. Trzeba pamiętać żeby konsystencja była odpowiednio rzadka ala trochę wolniej płynąca, bo to klucz do sukcesu.
Oczywiście nagrzałem do odpowiedniej temperatury 3 patelnie i rozpocząłem smażenie. W ok 15-20 minut był gotowy kopczyk składający się z około 20 naleśników
Nadzienie na dziś to twaróg rozrobiony ze śmietaną pozostały po dzisiejszym śniadaniu z dodatkiem wysmażonych na patelni moreli z cukrem i cynamonem (udany eksperyment).
Próbowaliśmy kiedyś nawet naleśniki z nadzieniem z mięsa i fasoli, też były pyszne. Swoją drogą nie próbowałem jeszcze smażyć tortilli, która zapewne bazuje na wodzie i mące kukurydzianej. O tym może w którymś z kolejnych odcinków.
wtorek, 28 lipca 2015
sobota, 18 lipca 2015
Pizza domowa w wersji podręcznej
Przedstawiam Państwu najprostszy sposób na pizzę domową, która udaje mi się już niemal za każdym razem. Co prawda zawsze wychodzi nieco inna, ale smaczna.
UWAGA! Tak jak w przypadku wielu ciast, nie można trzymać się tylko i wyłącznie miar podanych niżej, trzeba całość kontrolować organoleptycznie, na oko i słuchać instynktu. A czasami nawet domowników.
SKŁADNIKI:
ok. 2-3 szklanki mąki
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
1 łyżka stołowa oliwy z oliwek
pół dużej kostki drożdży lub 1 mała
ok 1/2 szklanki letniej wody
Drożdże należy rozpuścić w letniej wodzie z cukrem. Następnie dodać kilka łyżek mąki, aby uzyskać mazistą konsystencję. Odczekać około 10 minut, żeby drożdże ruszyły i zaczęły pracować - może wystarczyć 5 minut jeśli się spieszę. Mazista masa zacznie rosnąć i zwiększy swoją objętość.
Na stolnicę lub dowolną powierzchnię w miarę płaską i czystą wysypuję mąkę z łyżeczką soli i powoli wlewam mazisty roztwór drożdży z mąką, najpierw wyrabiając ciasto łyżką, potem ugniatam dłońmi. Proponuję pamiętać o tym, że ciasto musi być dość zwarte. Kontroluję stan ugniecenia ciasta dosypując mąki, ale jeśli z tym przesadzę, to trzeba dodać odrobinę wody. Pod koniec ugniatania ciasta dodaję trochę oliwy z oliwek. Ugniatam do miękkości i sprężystości ciasta. Pozostawiam na około 10 minut. W tym czasie ciasto nieco zwiększy objętość.
Po urośnięciu ciasto rozwałkowuję na powierzchni blachy. Kiedy po latach treningu ktoś dojdzie do wprawy, to może sobie nawet pokręcić szpanersko na dłoni, jak to robią w pizzeriach, ale ja po prostu rozgniatam je na całej powierzchni blachy.
Na ciasto kładziemy dowolne DODATKI. Najpierw oczywiście smaruję ciasto sosem na bazie pomidorów, świeżych, z puszki lub z koncentratu, np. zmiksowany z czosnkiem, ziołami, papryką lub czymkolwiek, co podpowie wyobraźnia. Pizza uwieczniona na fotkach zawiera frankfurterki smażone z cebulką, cukinią i buraczkiem, do tego kukurydza z puszki i posypka z mozzarelli.
Pizzę należy piec 20 min w piekarniku rozgrzanym do 200 st. Celsjusza. Nie ma prawa nie wyjść, choć przypominam sobie pierwszą, której ciasto było twarde jak podeszwa. Wydawało mi się wtedy, że 20 min. to za mało. UWAGA! 20 min w zupełności wystarczy, nawet jeśli brzegi wyglądają na jasne.
Niektórzy zabijają drożdże. Nie wiem, jak to jest możliwe, ale jeśli dodamy letniej wody, to nie powinno się nic stać. Zimna woda nie ruszy drożdży do pracy, więc trzeba ją nieco podgrzać.
Moja pizza zawsze ma inne ciasto. Czasem nieco grubsze, innym razem bardziej zwarte lub puszyste. Wynika to z tego, że za każdym razem dodaję inną ilość wody, co potem generuje odpowiednio większą ilość mąki. Jeśli użyje się mąki tortowej, to oczywiście ciasto jest bardziej puszyste.
Smacznego!
UWAGA! Tak jak w przypadku wielu ciast, nie można trzymać się tylko i wyłącznie miar podanych niżej, trzeba całość kontrolować organoleptycznie, na oko i słuchać instynktu. A czasami nawet domowników.
SKŁADNIKI:
ok. 2-3 szklanki mąki
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
1 łyżka stołowa oliwy z oliwek
pół dużej kostki drożdży lub 1 mała
ok 1/2 szklanki letniej wody
Drożdże należy rozpuścić w letniej wodzie z cukrem. Następnie dodać kilka łyżek mąki, aby uzyskać mazistą konsystencję. Odczekać około 10 minut, żeby drożdże ruszyły i zaczęły pracować - może wystarczyć 5 minut jeśli się spieszę. Mazista masa zacznie rosnąć i zwiększy swoją objętość.
Na stolnicę lub dowolną powierzchnię w miarę płaską i czystą wysypuję mąkę z łyżeczką soli i powoli wlewam mazisty roztwór drożdży z mąką, najpierw wyrabiając ciasto łyżką, potem ugniatam dłońmi. Proponuję pamiętać o tym, że ciasto musi być dość zwarte. Kontroluję stan ugniecenia ciasta dosypując mąki, ale jeśli z tym przesadzę, to trzeba dodać odrobinę wody. Pod koniec ugniatania ciasta dodaję trochę oliwy z oliwek. Ugniatam do miękkości i sprężystości ciasta. Pozostawiam na około 10 minut. W tym czasie ciasto nieco zwiększy objętość.
Po urośnięciu ciasto rozwałkowuję na powierzchni blachy. Kiedy po latach treningu ktoś dojdzie do wprawy, to może sobie nawet pokręcić szpanersko na dłoni, jak to robią w pizzeriach, ale ja po prostu rozgniatam je na całej powierzchni blachy.
Na ciasto kładziemy dowolne DODATKI. Najpierw oczywiście smaruję ciasto sosem na bazie pomidorów, świeżych, z puszki lub z koncentratu, np. zmiksowany z czosnkiem, ziołami, papryką lub czymkolwiek, co podpowie wyobraźnia. Pizza uwieczniona na fotkach zawiera frankfurterki smażone z cebulką, cukinią i buraczkiem, do tego kukurydza z puszki i posypka z mozzarelli.
Pizzę należy piec 20 min w piekarniku rozgrzanym do 200 st. Celsjusza. Nie ma prawa nie wyjść, choć przypominam sobie pierwszą, której ciasto było twarde jak podeszwa. Wydawało mi się wtedy, że 20 min. to za mało. UWAGA! 20 min w zupełności wystarczy, nawet jeśli brzegi wyglądają na jasne.
Niektórzy zabijają drożdże. Nie wiem, jak to jest możliwe, ale jeśli dodamy letniej wody, to nie powinno się nic stać. Zimna woda nie ruszy drożdży do pracy, więc trzeba ją nieco podgrzać.
Moja pizza zawsze ma inne ciasto. Czasem nieco grubsze, innym razem bardziej zwarte lub puszyste. Wynika to z tego, że za każdym razem dodaję inną ilość wody, co potem generuje odpowiednio większą ilość mąki. Jeśli użyje się mąki tortowej, to oczywiście ciasto jest bardziej puszyste.
Smacznego!
wtorek, 14 lipca 2015
Na początek przystawka czyli wstęp
POCZĄTKI - jak zawsze - były dość trudne. Jak każdy prawdziwy mężczyzna wychowany przez
wspaniale gotującą mamę, trochę bałem się wejść do kuchni… Nie, no nie było aż tak źle, potrafiłem zrobić naleśniki, sos do gołąbków i niezłą jajecznicę. Nie można więc powiedzieć, że nie potrafiłem
niczego ugotować, ale skomponowanie samodzielnie nieco bardziej skomplikowanej potrawy było
dla mnie abstrakcją.
TERAZ jest już nieco lepiej, dlatego postanowiłem prowadzić tego bloga, aby spisać przepisy
kulinarne, które towarzyszą mi dość często, są sprawdzone i podobno nawet dają smakowite efekty.
W PRZYSZŁOŚCI zamierzam m.in. poeksperymentować trochę z naszymi rodzimymi warzywami, które towarzyszą nam od wieków, a zostały brutalnie wypchnięte przez obecne, sprowadzone jak powszechnie wiadomo przez królową Bonę. Warzywa te często uważamy za chwasty i zamiast hodować w przydomowych ogródkach, zwalczamy. Jestem zdania, że warto sięgnąć w głąb naszej pamięci smakowej i przypomnieć sobie zapomniane przepisy Słowian.
NA POCZĄTEK - klasycznie. W mieście nie tak łatwo znaleźć zdrowe i nie zanieczyszczone zioła, czy chwasty. A więc do garów!
Zapraszam wszystkich do lektury, próbowania, testowania, polemizowania i życzę smacznego!
wspaniale gotującą mamę, trochę bałem się wejść do kuchni… Nie, no nie było aż tak źle, potrafiłem zrobić naleśniki, sos do gołąbków i niezłą jajecznicę. Nie można więc powiedzieć, że nie potrafiłem
niczego ugotować, ale skomponowanie samodzielnie nieco bardziej skomplikowanej potrawy było
dla mnie abstrakcją.
TERAZ jest już nieco lepiej, dlatego postanowiłem prowadzić tego bloga, aby spisać przepisy
kulinarne, które towarzyszą mi dość często, są sprawdzone i podobno nawet dają smakowite efekty.
W PRZYSZŁOŚCI zamierzam m.in. poeksperymentować trochę z naszymi rodzimymi warzywami, które towarzyszą nam od wieków, a zostały brutalnie wypchnięte przez obecne, sprowadzone jak powszechnie wiadomo przez królową Bonę. Warzywa te często uważamy za chwasty i zamiast hodować w przydomowych ogródkach, zwalczamy. Jestem zdania, że warto sięgnąć w głąb naszej pamięci smakowej i przypomnieć sobie zapomniane przepisy Słowian.
NA POCZĄTEK - klasycznie. W mieście nie tak łatwo znaleźć zdrowe i nie zanieczyszczone zioła, czy chwasty. A więc do garów!
Zapraszam wszystkich do lektury, próbowania, testowania, polemizowania i życzę smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)